niedziela, 17 kwietnia 2011

Warsaw Challenge 2011

"Tu radio Warszawa, świeża dostawa, tańczy każda ulica, buja się cały kraj"

Już niebawem cała stolica będzie bujać się w jednym rytmie. 6 maja rozpoczyna się siódma edycja Warsaw Challenge, największego święta hip hopu w kraju.

Warsaw Challenge to otwarte mistrzostwa Warszawy w breakdance. Bboyowe ekipy z całego świata będą walczyć o puchar Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. Bitwa toczy się o milion groszy.

Pierwsza edycja imprezy miała miejsce w 2005 roku, a jej pomysłodawcą był nieżyjący już Artur Zalewski. Po jego śmierci kontynuacją festiwalu zajęli się Michał Pełka i Piotr Zaczyński. Wszystkie koszty pokrywa Miasto Stołeczne Warszawa, które jest głównym organizatorem Warsaw Challenge.

Gwiazdą tegorocznej imprezy będzie legendarna ekipa De La Soul z USA i francuski zespół Hocus Pocus, często porównywany do The Roots.

Wstęp na imprezę jest darmowy.







6-8 maja
Warszawa, Amfiteatr w Parku Sowińskiego

źródło: http://www.warsawchallenge.pl/

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Um piiii tiiiiiit!

Nie tylko soulem, nie tylko kawą człowiek żyje ;) Zapraszam do zapoznania się z poniższym materiałem ;)

wtorek, 5 kwietnia 2011

zasoulowane w Tobie na amen

Są albumy do których stale się powraca. Ciągle brzęczą w uszach, kręcą się w odtwarzaczach niezliczoną ilość razy, przywołują na myśl konkretne miejsca, zdarzenia, ludzi, klimat, zapach i nastrój. Działają na wszystkie zmysły, dogłębnie przenikają, zapisują się w jakiejś niezbadanej szufladce w mózgu, z której co jakiś czas szepczą i przypominają o sobie. Po roku, 5 latach, 15, 20... Ostatni przypadek jeszcze mnie nie dotyczy, ale mam nadzieję, że jeżeli w wieku 43 lat będę słuchać np. "How I got over" The Roots to będą oni przywoływać wspomnienia z wakacji 2010, "Soldier of love" Sade zawsze będzie sierpniowym porankiem w Xaver,"Troubadour" K'naana tworzeniem choreografii na Grünwaldzie na przestrzeni 2x2, a "Introducing Joss Stone" zawsze przywołuje na myśl wrocławski dworzec pkp ;) Przykładów można podawać w nieskończoność, a każdy z nich niesie ze sobą potężną, bardzo zróżnicowaną dawkę emocjonalną.

Wczoraj przypomniał mi się Maxwell ze swoim "BLACKsummers'night" z 2009. Melancholijnie, magicznie i subtelnie. Nieprzeciętny gość rodem z Brooklynu zachwyca za każdym razem :)

A Wam jaki album szczególnie zapadł w pamięci?