wtorek, 24 kwietnia 2012

Tyrania chwili

Styczeń, luty, maj, 
gdzieś zgubiłam marzec. 
(Hey, „Z rejestru strasznych snów”) 

Tradycyjnie już – gdzieś zgubiłam marzec. W tym roku dołączył do niego też całkiem spory kawałek kwietnia. Choć nie do końca. Czas zmarnowany w jednym aspekcie równocześnie procentuje w innym. Równowaga zachowana, wszystko kręci się dalej, czas nabiera świeżą wartość. 

Jeden ze znajomych przypomniał mi właśnie o pewnym tekście, publikowanym kiedyś na łamach dziennikarze.eu. Pisałam o „Tyranii chwili” T. Eriksena. Wydaje mi się, że czas nie wpłynął na jego aktualność, więc zamieszczam go poniżej. A do samej lektury też polecam zajrzeć :)
 _____________________________________  

Tyrania chwili  

Cel jest prosty. Siadam przy komputerze, wyjmuję notatki, piszę – rozdział pracy magisterskiej albo licencjackiej, referat, artykuł, pracę zaliczeniową itd. Przy maksymalnej koncentracji i dobrym zorganizowaniu może mi to zająć trzy lub cztery godziny, możliwe że odrobinę krócej, bądź dłużej. Tymczasem mija pierwsza godzina, a ja wciąż nie zapisałam nawet jednej strony. Mija kilka godzin, a nadal wiele czasu jeszcze musi upłynąć, zanim postawię ostateczną kropkę. Mija cały dzień i wiem, że nie uda mi się tego skończyć. Zarywam noc, narzekam na zmęczenie, a wraz z nowym dniem witają mnie inne obowiązki. Błędne koło kręci się jeszcze szybciej. Znów brakuje na coś czasu. 

W sytuacji, kiedy mamy do wykonania kilka zadań, zazwyczaj wykonuje się najpierw to, które jako pierwsze przyjdzie nam na myśl, albo to, co naprawdę nie może już dłużej czekać. Czas przesądza o ustanowieniu priorytetów. Zanim jednak weźmiemy się za pracę, musimy jeszcze przebrnąć przez wiele drobnych, pomniejszych spraw, które coraz bardziej oddalają nas od celu. I tak zanim przystąpimy do jakiegoś zadania, najpierw sprawdzimy swoją pocztę. Przy okazji od razu odpiszemy na wiadomości, sprawdzimy najświeższe informacje z kraju i ze świata, zajrzymy na stronę forum, do którego należymy, aby przeczytać nowe posty, naszej uwadze nie umkną też nowe wpisy na facebooku, czy innym portalu społecznościowym. W międzyczasie napiszemy smsa, wykonamy kilka ważnych telefonów i zaparzymy kolejną herbatę. Czas mija, my wciąż stoimy w miejscu. 

Ciekawie na ten temat pisze norweski profesor Thomas Hylland Eriksen w książce „Tyrania chwili: szybko i wolno płynący czas w erze informacji”. W tej niewielkiej lekturze, liczącej niewiele ponad 230 stron, autor opisuje współczesne społeczeństwo informacyjne i zasady, które nim kierują w organizowaniu własnego czasu. Kilka z nich zostanie tutaj przedstawionych. 

 Nikt z nas raczej nie ma wątpliwości co do stwierdzenia, że we współczesnym świecie czas jest jednym z najbardziej pożądanych dóbr. Dzięki nowym technologiom, terminarzom staramy się mieć nad nim kontrolę, próbujemy zarządzać nim tak, aby wystarczyło go na wszystkie nasze sprawy, włączając w to relaks i chwile spędzone z przyjaciółmi i rodziną. Paradoksalnie jednak nie zawsze to się udaje, z czegoś trzeba rezygnować, na coś wciąż tego czasu brakuje. Dzielimy go na małe kawałki – drobne chwile – z których każda jest odrębną sprawą ograniczoną przez zegar i każda mknie w szaleńczym tempie. Wszystkie razem przestają stanowić jedną całość. Efektem tego jest stałe konkurowanie ze sobą różnorodnych czynności, których się podejmujemy. Ustalanie priorytetów jest tutaj kluczową kwestią.

Bardzo interesująco na ten temat pisze autor w kontekście studiowania. Eriksen twierdzi, że studiowanie nie jest już głównym zajęciem studenta, ale tylko „jedną z pozycji w całym menu doświadczeń, które składają się na życie młodej, niezwiązanej i wiodącej miejskie życie osoby”. Obok nauki w życiu żaka pojawia się także praca, która wraz ze studiami stanowi już jednolitą całość i ciężko jest określić, co w tym momencie jest ważniejsze. Trudno jest nie zgodzić się z tym, że kiedy student zjawia się na sali wykładowej, to tak naprawdę jest tylko w drodze z jednego miejsca do drugiego. To chwila, która za 1,5 godziny zostanie zastąpiona inną, zupełnie odmienną, całkowicie oderwaną od danego fragmentu rzeczywistości. Czas istniejący jako małe części, staje się tylko chwilą, która za moment ustąpi miejsca kolejnym chwilom. Dane zjawisko autor określa mianem paradoksu Eriksena. 

Tym co jest charakterystyczne dla tyranii chwili to ciągłe wypełnianie zadaniami każdej wolnej przestrzeni, uzupełnienie pomniejszymi obowiązkami każdej luki w grafiku, co niekorzystnie wpływa na kreatywność. Zdaniem autora, to co nowe „rodzi się niespodziewanie w szczelinach powstałych w luźno rozplanowanym czasie, a nie w napiętych harmonogramach”. Wszelkie opóźnienia, odwołane spotkania i zebrania określa natomiast mianem „ukrytych błogosławieństw”, kiedy to w prezencie od losu otrzymuje się dodatkową godzinę, bądź dwie, które można wykorzystać w zupełnie luźny, dobrowolny sposób. Choć zanim przyjdzie nam do głowy, aby po prostu w spokoju usiąść, napić się kawy, przeczytać książkę, będziemy najpierw nerwowo oczekiwać na spóźniający się pociąg, denerwując się, że przez to jedna z zaplanowanych chwil nieprzewidywanie nałoży się na drugą. To kolejne charakterystyczne cechy tyranii chwili – zniecierpliwienie i natychmiastowość. 

W tym całym pośpiechu istnieje jednak coś, co jest pod szczególną ochroną – tzw. czas wysokiej jakości, przeznaczony jedynie dla najbliższych. To ta chwila, w której mamy prawo być poza zasięgiem. Jej ramy czasowe ustalamy indywidualnie. 

 Zmierzając ku końcowi tych rozważań (w myśl tyranii chwili artykuł nie może być zbyt długi z szacunku do czasu czytelnika) warto przytoczyć jeszcze jedną, znaną powszechnie uwagę Eriksena: „problem polega na tym, że wszystko, czemu poświęcamy czas, odbywa się kosztem czasu, który moglibyśmy poświęcić na coś innego”. Kluczem do tego jest ustalenie priorytetów, które budujemy na podstawie wartości czy też zainteresowań. A te, paradoksalnie, można nabyć wyłącznie powoli. 

Na sam koniec dla równowagi można jeszcze przytoczyć jedną myśl Oscara Wilde’a, która także pojawia się w „Tyranii chwili”:„Istnieje tylko jedna rzecz gorsza od braku czasu. Nadmiar czasu”. 

MM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz