Wczorajszy występ Jill Scott w Sali Kongresowej to ten typ koncertów, na których nie jesteś w stanie emocjonalnie ogarnąć całego piękna, które dociera do ciebie ze sceny. Cudownie głęboki, zmysłowy, kobiecy soul, mieszanka liryzmu, zadziorności i humoru w połączeniu z fantastycznym gronem muzyków (chórki!). Ponad 1,5 godziny nieziemskiego artyzmu, dwukrotny bis i osobiste mocne dosoulowanie na koniec tego cudownego muzycznego roku.
Wrócę do rzeczywistości za jakiś czas ;)
foto: http://muzyka.dziennik.pl/galeria/369650,2,.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz